Cudze chwalicie - swego nie znacie.
W zeszłym tygodniu miałam przyjemność robić za przewodnika po Poznaniu,
moim rodzinnym mieście i przyznać się muszę,
że pierwszy raz od czasu gdy byłam dzieckiem miałam możliwość
zobaczyć nasze słynne poznańskie koziołki w akcji:-)
Cóż tak to już jest, że jeździ się po świecie, zwiedza wiele różnych ciekawych miejsc,
a nie znalazło się czasu by choć jeden raz w ciągu 30 lat
o 12.00 w południe pojawić się na Starym Rynku:-(
Zaskoczyła mnie ilość wycieczek szkolnych i turystów.
Wydawało mi się, że oprócz właścicieli kafejek
raczej nikogo na rynku o tej godzinie nie będzie...
a jednak ktoś przyjeżdża by nasze koziołki oglądać.
Wyczekiwanie na ich pojawienie się jest prawie tak ekscytujące
jak odliczanie do północy w sylwestra:-)
Dla lubiących czytać - legenda związana z koziołkami:
Kiedy
po wielkim pożarze miasta odbudowano ratusz,
postanowiono zamówić u mistrza
Bartłomieja z Gubina specjalny zegar na ratuszową wieżę.
Nie każde miasto było
stać na taki wydatek,
a że Poznań był wtedy jednym z najbogatszych miast,
rada
miejska postanowiła hucznie uczcić to ważne wydarzenie.
Zaplanowano wydać
wielką ucztę, na którą miały zjechać do Poznania najważniejsze osobistości.
Pracy
było co nie miara, a kucharz uwijał się jak w ukropie.
Na główne danie miał
podać pieczeń z sarniego udźca.
Do obracania pieczeni na rożnie został
wyznaczony mały kuchcik Pietrek.
Goście już zaczęli się zjeżdżać, na rynku
robiło się coraz tłoczniej,
tyle ciekawych rzeczy do obejrzenia, a sarni udziec
piecze się tak powoli.
W
dodatku sam mistrz Bartłomiej opowiadał mu rano o mechanizmie zegara,
o
kółkach, które powoli się obracają cichutko tykając.
Opowiadał o ciężarkach,
które poruszają zegarowy mechanizm.
A tu trzeba siedzieć i pilnować pieczeni.
W
końcu Pietrek nie wytrzymał i postanowił tylko na chwilkę zostawić pieczeń
i
chociaż raz spojrzeć na zegar i na te wszystkie wspaniałości na poznańskim
rynku.
Przecież nie będzie go tylko kilka minut.
Niestety
nieobecność kuchcika przeciągnęła się ponad miarę,
pieczeń spadła do ognia i
spaliła się na węgielek. Przerażony chłopiec nie stracił głowy.
Pobiegł ile sił
w nogach na pobliską łąkę, gdzie mieszkańcy miasta wypasali swoje zwierzęta,
porwał dwa koziołki i siłą zaciągnął je do ratuszowej kuchni.
Koziołki czując,
że ich koniec jest bliski,
w ogólnym zamieszaniu wyrwały się chłopcu i uciekły
na wieżę.
Tam na oczach zgromadzonej gawiedzi przestraszone
zaczęły się trykać rogami.
Widok koziołków tak rozbawił burmistrza, wojewodę i
wszystkich gości,
że darowali Pietrkowi jego winę, a zegarmistrzowi polecili
wykonanie specjalnego mechanizmu, który uruchamiałby każdego dnia zegarowe
koziołki.
Od tego czasu codziennie w samo południe, kiedy trębacz gra hejnał
pokazują się zgromadzonej gawiedzi dwa trykające się koziołki.
Legenda pochodzi z TEJ strony.
Jeśli myślicie o odwiedzeniu Poznania lub okolic znajdziecie tam wiele cennych informacji.
Zapraszam Was serdecznie do stolicy Wielkopolski zapewniam, że miło spędzicie u nas czas:-)
A jak już się do nas wybierzecie to dajcie znać może uda nam się spotkać:-)
Jeśli myślicie o odwiedzeniu Poznania lub okolic znajdziecie tam wiele cennych informacji.
Zapraszam Was serdecznie do stolicy Wielkopolski zapewniam, że miło spędzicie u nas czas:-)
A jak już się do nas wybierzecie to dajcie znać może uda nam się spotkać:-)
You never give your country enough credit.
Last week I was more than happy to be a tourist guide of my home town
and I must admit with a shame that it was the first time
I saw our famous Poznan Billy Goats as an adult:-)
When I was a child I often came there with my parents
but then I've travelled around the world, getting to know strange places
and I've never had time to go at high noon to the Old Market Place
to see this great tourist attraction.
I was surprised by the number of school trips and tourists gathered in front of the Town Hall.
I thought that there would be only some cafe workers
but there was a crowd of people waiting eagerly for the goats to appear:-)
It's almost like waiting till midnight on New Year's Eve!
For those who like reading here is:
The Poznan Billy Goats Legend
When the Town Hall was rebuilt after the great fire, it was decided to
install a clock.
This was to be a celebratory occasion with a sumptuous feast
to which several eminent persons were invited.
The main dish was to be roast
venison haunch
and the preparation befell a young kitchen hand named Pietrek
(Pete).
A lot of exciting things were happening in the marketplace at that
moment.
So much so that the kitchen hand took his eye off the roast for a
second
to watch what was going on in the marketplace.
Unfortunately, his
absence dragged on... and on....
and... the roast fell into the fire and was
burnt to cinders.
The terrified lad ran to a nearby meadow where the city folk
grazed their animals,
made off with two billy goats and dragged them into the
town hall kitchen.
The goats, sensing their imminent demise,
wrested themselves
free of the boy and fled to the tower.
There, they started head butting each
other before the assembled crowd.
The spectacle so amused the mayor, voivode
and all the guests
that Pietrek was pardoned and the clockmaker bidden to
construct a special mechanism
to set the horological goats in motion every day.
Ever since then, once the bugle sounds at the stroke of noon,
the assembled
crowd has been treated to the two head-butting billy goats every day.
This legend comes from HERE.
If you are planning a trip to Poznań you will find a lot of useful inormation on this website.
I strongly recommend visiting Poznan. You won't be disappointed.
And if you happen to be here just let me know maybe we'll manage to meet:-)
Ratusz
The Town Hall
Koziołki nieśmiało wychodzą:-)
Here comes the Billy Goats:-)
Jak się dobrze przyjrzycie zobaczycie hejnalistę na balkonie.
If you look closely you will see a bugler on the balcony.
Koziołki trykają się dwanaście razy, dzieci zawsze głośno liczą:-)
The goats head butt each other twelve times and the gathered children always check
it by counting aloud:-)
Poznań jest wart poznania :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, to chyba jeden z reklamowych sloganów naszego pięknego miasta:-)
UsuńPozdrawiam i zapraszam do bliższego poznania Poznania:-)
Przypomniałaś mi właśnie, że byłam w Poznaniu w ubiegłym roku i "dzieciarnia" chciała zobaczyć(poza Ikeą i ZOO :-) właśnie koziołki. To było zabawne przeżycie patrzeć jak ludzie oczekują ich ukazania się. Muszę wygrzebać zdjęcia i napisać o tym. Dzięki Kochana!
OdpowiedzUsuńW Zoo pewnie zahaczyliście o słynną słoniarnię - ja niestety tam nie dotarłam:-(
UsuńOj tak, każdy bardzo się ekscytuje w oczekiwaniu na koziołki:-)
Pozdrawiam:-)
Słonie były obowiązkowo.
UsuńJa też widziałam je tylko raz :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeglądam MM, wszystko wyglądało pięknie i uroczyście:)
UsuńJuż jest nowe MM? Dzisiaj w żadnym sklepie nie mogłam znaleźć! Muszę się jutro wybrać koniecznie do jakiegoś dobrego kiosku:-)
UsuńOd wczoraj w sprzedaży MM i Dekoracje :)
UsuńDzięki:-) U mnie na wiosce w żadnym kiosku nie ma...dopiero jutro do miasta jadę więc może w końcu kupię i poczytam bo jestem bardzo ciekawa reportażu:-)
UsuńPozdrawiam:-)